Cadastrar
Login
Novo texto
Página Inicial
Trending
Arquivo
Português
English
Português
Cadastrar
Login
Novo Texto
Importar Arquivo
Spowiedź kibola Cracovii: Gdyby interesowała mnie piłka, zostałbym piłkarzem. My niszczyliśmy wroga Anna Lipińska 12 listopada 2021 | 14:00 Niektórzy mieli takie maczety, że spokojnie mogły odciąć kończynę. Był przypadek, że koleś stracił rękę i wykrwawił się na miejscu. Ja robiłem wszystko, by nie zabić. Z MICHAŁEM, BYŁYM KIBICEM CRACOVII, ROZMAWIA ANNA LIPIŃSKA Ponad pięć lat służył w „kibolskich szeregach" Cracovii, których celem jest eliminacja wroga – Wisły Kraków. Te dwa kluby słyną z okrucieństwa i krwawych polowań. Do walk używają maczet, koktajli Mołotowa i ręcznie wykonanych bomb z odłamkami szkła. Ich działalność nie ma nic wspólnego z piłką nożną. To w rzeczywistości świetnie prosperujący narkobiznes, a dilerami zostają stadionowi chuligani. Gdybyś spotkał dzieciaka, który zaczyna iść twoją drogą… – Powiedziałbym mu, żeby się dwa razy zastanowił. Pieniądze da się zarobić w normalny sposób. Adrenalinę można mieć ze sportu, a jak ktoś lubi się bić, może to robić na ringu, mając szanse na sukces, którego nie znajdzie w grupach przestępczych. To jest życie w strachu. Zawsze nosiłem w kieszeni paralizator, ciągle miałem rękę na spuście, bałem się, że zaraz ktoś mnie zaatakuje. A jeśli nie był to paralizator, to maczeta lub gaz pieprzowy. Jak wpadniesz w tę dziurę, to z niej nie wyjdziesz. Kopiesz coraz głębiej, aż dopada cię śmierć lub kryminał. Znam tylko dwie osoby, które wyszły z tego środowiska. Choć raczej zostały wyrzucone. Dziś unikam nawet oglądania filmów z przemocą. One ryją łeb. Jak to wszystko się zaczęło? – Od zawsze interesowałem się piłką. Graliśmy z chłopakami na boisku na jednym z krakowskich blokowisk, a moim idolem był Frankowski. Jako ośmiolatek nie miałem pojęcia o podziałach panujących na osiedlach. Później jako dziesięciolatek przeprowadziłem się z rodzicami do miejscowości, w której rządziła Cracovia, i stopniowo zacząłem chłonąć klimat krakowskiej „świętej wojny". Gdy miałem 16 lat, pojechałem na swój pierwszy mecz. Pomyślałem, że skoro rządzimy w Krakowie, to mogę stać w szaliku klubowym na ulicy i nikt mi nic nie zrobi. Czekałem wtedy na znajomych, z którymi miałem jechać na mecz. Podjechało auto większe niż umówione, ale pomyślałem, że może jedzie nas więcej. Pewny siebie otworzyłem drzwi i usłyszałem: „O ty kurwo żydowska!". Zrozumiałem, że pomyliłem auta, i próbowałem uciec, zanim zostanę trafiony. Pech chciał, że to była zima, a na pierwszym zakręcie był lód… Nim zdążyłem się podnieść, dostałem solidnego kopa w głowę, poprawkę w tułów. Na mecz dotarłem bez szalika i z żądzą zemsty. Jakiś czas później poszedłem do szkoły w czapeczce Cracovii. A szkoła była na wiślackim terenie. Jak wychodziłem, akurat trafiłem na bandę, która przyszła po innego chłopaka. Przebiegłem między nimi, spiesząc się na autobus, i usłyszałem znowu dobrze mi znane hasło: „O ty kurwo żydowska!". Jednak na tym się nie skończyło. Zaczęli mnie gonić. Biegłem ile sił w nogach, kilkaset metrów od przystanku upadłem na chodnik przy jednej z najbardziej ruchliwych ulic w mieście. Dopadli mnie jak myśliwy zwierzynę. Stłukli strasznie. Potem zatargali z powrotem pod szkołę, żeby koledzy też mogli sobie pokopać. Dostałem wtedy wpierdol życia i do tramwaju wchodziłem na czworakach. Jak to na ciebie wpłynęło? – Pojawiła się żądza zemsty, chciałem wyrównać krzywdy. Udało się? – Niedługo potem. Poznawałem coraz więcej ludzi, którzy też szukali zemsty lub zwyczajnie kręciła ich agresja. Organizowaliśmy polowania. Zbierasz ekipę, zbroicie się i wjeżdżacie na wrogie osiedle z nadzieją, że kogoś traficie. Normalnie chuligani w Polsce biją się banda na bandę, robi się tzw. ustawki. Nawet są limity wiekowe, żeby stare konie nie biły się z małolatami. W Krakowie jest inaczej, tu jest patologia i brak zasad. Powiedzmy, że jesteś wyćwiczony w sztukach walki, ale nic ci z tego, bo podjedzie banda gówniarzy, wypsika cię gazem i poprawi maczetą. Taki klimat. Sam zacząłem ich zresztą używać. Swoją maczetę zawsze miałem stępioną, bo wiedziałem, że jak kogoś nią uderzę, to uszkodzę kończynę, ale jej nie obetnę i nie dojdzie do wykrwawienia. Wszyscy się tak przejmowali? – Niektórzy mieli takie maczety, że spokojnie mogły odciąć kończynę. Był przypadek, że koleś stracił rękę i wykrwawił się na miejscu. Ja robiłem wszystko, by nie zabić. Miałem też zasadę, że nigdy nie działam z pijanymi czy naćpanymi. Wiadomo, że taki człowiek inaczej myśli, będzie bił jak szalony, a w tej branży trzeba kalkulować ryzyko, by nie wylądować w kryminale. Zresztą naszym celem nigdy nie było zabić, ale wyeliminować. Co jeszcze służyło za broń? – Kastety, noże, młotki, siekiery, miecze samurajskie, widły, gazy, paralizatory i wszystko, czym można zrobić komuś krzywdę. Dochodziło nawet do sytuacji, że zostawiało się pod newralgicznym graffiti zakopane deski z gwoździami ku górze. Miałem „przyjemność" na takiej stanąć i muszę przyznać, że to pomysłowe zabezpieczenie. Pamiętam, jak na jednej z nocnych zasadzek złapała nas policja. Byliśmy uzbrojeni po zęby, a oni dobrze wiedzieli, na kogo czekamy. Ale nie mogli nic zrobić, bo posiadanie noża nie czyni cię mordercą. Takie sytuacje zwykle kończyły się na notatce i zabraniu sprzętu. Te polowania trzeba było potem jakoś odreagować? – I tu cię zaskoczę, to polowania były formą odreagowania stresu dnia codziennego. Pozwalały wyrzucić z siebie wszystko. To zupełnie jak kiedy psychiatra radzi pacjentowi, żeby sobie pokrzyczał albo rozbił talerz. Człowiek po takich akcjach był na maksa wyluzowany. Stres mieliśmy jedynie wtedy, gdy czuliśmy, że było za grubo, lub baliśmy się, że gdzieś była kamera albo kogoś złapali na podstawie rejestracji auta. Co wtedy robisz? To, co każdy zestresowany Polak, pijesz, palisz, ćpasz lub – gdy jesteś mądrzejszy – idziesz na trening. Ty co robiłeś? – Skończyłem pić przed osiemnastką, więc stresy zabijałem wysiłkiem oraz paleniem trawy i fajek w hurtowych ilościach. Najbardziej zaskakująca sytuacja? – Wjechaliśmy kiedyś na wrogie osiedle i zauważyliśmy pod blokiem kilka osób z wrogiej ekipy. Zaczęliśmy się skradać, zobaczyli nas w ostatniej chwili i szybko zamknęli się na klatce schodowej. Jedna osoba nie uciekła, więc podbiegłem do niej, robię zamach i w ostatniej chwili widzę, że to jest kobieta. Jej koledzy uciekli, a ona została, nie wiedziała chyba do końca, co się dzieje, i że właśnie uniknęła intensywnej terapii. Dlaczego się wstrzymałeś? Była przecież po niewłaściwej stronie. – Kobiet się nie bije, podobnie jak tzw. Januszów. Zresztą niepisane zasady zabraniają bicia w obecności kobiet, co niejednemu uratowało tyłek. Pojechaliśmy kiedyś ma mecz Cracovii z Gliwicami. Dostaliśmy od góry przyzwolenie, że możemy im tam zrobić jakiś numer, dali nam pieniądze na jedzenie i paliwo. Jeździliśmy po Gliwicach i zamalowywaliśmy graffiti. To był zawsze duży cios dla wroga, bo żeby namalować graffiti, musisz zużyć około 20 sprayów, to koszt 200 złotych. A żeby zamalować, wystarczy jeden spray. Poza niszczeniem graffiti chcieliśmy kogoś trafić. Wiedzieliśmy, że na pięści toby nas pozabijali, więc standardowo każdy był przygotowany. To były wielkie konie, a my małe „siuśki" – 70 kilogramów w butach. Ale że byliśmy z Krakowa, to mieliśmy tzw. przedłużacze, czyli maczety, siekiery itp. A oni nie, bo reszta Polski była „bezsprzętowa". Inne kluby trenowały sztuki walki, żeby być w formie, a w Krakowie to było niepotrzebne. Tego dnia w Gliwicach jak na złość każda napotkana ekipa trenowała biegi sprinterskie i długo nie mogliśmy nikogo złapać. W końcu wypatrzyliśmy grupę w parku. Zostawiliśmy auta i zaczęliśmy się skradać. Gdy już mieliśmy ich na wyciągnięcie ręki, jeden z naszych krzyknął: „Jude Gang, zajebiemy was!". Zobaczyli nas i zaczęli uciekać. Jeden z nich się potknął i gdy w jego kierunku spadała maczeta, rozległ się krzyk: „Nie przy babie!". To go uratowało. Gdyby jej tam nie było, zostałby pocięty. Czyli potrafiliście okazać litość – U nas było takie powiedzenie: „Litość to zbrodnia. Jak ty go nie skrzywdzisz, to on wróci po ciebie". Jak rozpoznawaliście wrogów? – W Krakowie były tzw. twarzówki. Na grupy na FB wrzucało się zdjęcia wrogów. Jedna z nich nazywała się „Żydowskie pejsy", a tam były informacje, gdzie mieszkasz, do której szkoły chodzisz, jakim autem jeździsz. Dodatkowo znakiem ludzi „spod ciemnej gwiazdy" były buty Adidas Marathon. Megapopularne wśród chuliganów, więc jak wjeżdżaliśmy na osiedle i widzieliśmy gościa, który miał je na nogach, do tego czarne spodnie i czarną kurtkę, to nikt się długo nie zastanawiał. Wiadomo było, że kibicuje, więc maczeta w dłoń i jazda. Które polowanie szczególnie pamiętasz? – Pojechaliśmy na dwa auta do jednej z podkrakowskich wsi zamalować graffiti wroga. Na wszelki wypadek mieliśmy też sprzęt. Wjeżdżamy do centrum, zauważyli nas i zaczęli uciekać, więc spokojnie zabraliśmy się do malowania. Gdy już pakowaliśmy się do aut, nagle między nas wjechało cinquecento, a w nim Wisła. Wybiegłem od razu i łup maczetą w przednią szybę, żeby stracili widoczność. Oni wsteczny i bum w nasze drugie auto. Jeden z nich dostał cios maczetą tak ostrą, że nawet moją przecinała. Inny z nas tak któremuś przypierdolił w klatę, że niewiele, a uszkodziłby serce. Ja w tym czasie rozbiłem tylną szybę. Ich auto było do kasacji, oni byli do kasacji. Dwóch wylądowało na OIOM-ie. Kluczyki im wyrzuciliśmy, by nie mogli uciec. Gdy odjeżdżaliśmy, zauważyliśmy, że nasze auto nie ma rejestracji. Na właściciela samochodu czekała pod domem policja kryminalna. Ale musieli go wypuścić, bo nie mogli postawić zarzutów. Dlaczego? – Nie wnosimy na siebie aktów oskarżenia. Po co sobie robić problemy? Skoro bijesz takich jak ty, to nie donosisz. Ludzie w naprawdę ciężkim stanie lądowali w szpitalach, ale mówili, że upadli na szkło. A na kamerach było nagrane, jak kolesie chlastają się maczetami. Taka zmowa milczenia. Miewałeś rozterki? – Nie, ale bywały momenty, w których zastanawialiśmy się, czy aby przypadkiem nie przesadziliśmy. Skąd wiedzieliście, czy wszyscy przeżyli? – Dowiedzielibyśmy się dopiero z gazet lub gdyby przyjechała po nas policja. Nie chciałeś piąć się w hierarchii? – Wolałem być na uboczu. To zwyczajnie bezpieczniejsze. Nie chciałem przyjaźnić się z ludźmi „z góry". Wiedziałem, że jak zbiję z nimi piątkę, to zaraz zostanę uwieczniony na zdjęciu. Na stadionie Cracovii swoją siedzibę ma policja i obserwuje zza lustra weneckiego, kto komu te piątki przybija. Wróg też jest czujny. Więc jak się pokażesz w towarzystwie „góry", to wiadomo, że jesteś aktywny i że trzeba mieć na ciebie oko. Ściągasz na siebie przypał. Miałem parcie na działanie, lubiłem organizować wjazdy. Dzwoniłem po chłopaków i jechaliśmy na akcję. Po cichu. Starałem się też być przebiegły. Wszyscy chodziliśmy na akcje ubrani na czarno, bo ten kolor wzbudza respekt. Ja pod spodem często miałem np. żółty sweterek. Jak był przypał, to ten sweterek ratował mi życie. Kurtkę wyrzucałem w krzaki i szedłem sobie na luzaku. Taki lamus policji nie zainteresuje i to działało nad wyraz dobrze. Kto dbał o wasze właściwe nastawienie wobec wroga? – Mówi się, że każdy kibic Cracovii bardziej nienawidzi Wisły, niż kocha Cracovię. Podczas śpiewania hymnu na meczu, gdy padają słowa: „Pamiętam, że jestem z Krakowa, pamiętam i mam to we krwi! Pamiętam te święte słowa: nigdy nie zejdę na psy!", to każdy krzyczy tak, że aż mu wychodzi żyłka na czole. Ryk tysięcy ludzi, ryk nienawiści. Najgłośniejszą przyśpiewką nie jest ta, która daje doping swojej drużynie, ale „Wisła to stara kurwa”. Nas, młodych, nikt nie musiał nastawiać, nastawialiśmy się sami. Tak samo jak Polacy, którzy nienawidzą Rosjan, Niemców czy Żydów. Jesteś tym, co widzisz, słyszysz i czujesz. Nienawiść jest dookoła. Ja i moi koledzy staliśmy się tymi, przed którymi rodzice ostrzegają dzieci. A prawda jest taka, że każdy jest taki sam. W pracy poznałem kolesia, który kiedyś był po drugiej stronie barykady, teraz jesteśmy zajebiste ziomki. Jakby to było pięć lat temu i grupa by się o tym dowiedziała, kazałaby mi go wystawić albo wywiozłaby mnie do lasu. Teraz mogę kolegować się, z kim chcę. Mój stary znajomy, jak dowiedział się, z kim pracuję, chciał, bym go wystawił, nie zgodziłem się. I co on na to? – „O ty kurwo jebana, zajebię cię". Masz nowego wroga? – Już nie, uspokoił się. Ale był bardzo żądny zemsty, honor go bolał, że ja znam kogoś, kto go stuknął lata temu. Braliście udział w Marszach Niepodległości, interesowały was tego typu imprezy? – Trzymałem i trzymam się z dala od takich imprez, natomiast wiem, że prawie w każdej grupie kibicowskiej byli „patrioci", którzy jechali manifestować swoją polskość. Jechali tam zrobić awanturę. Dla zabawy albo z nudów lub zwyczajnie – by się „ponapierdalać". Wiedzieli, że policja będzie robić prowokacje. Zarząd wspierał was finansowo? – Przede wszystkim płacił kary za oprawy, bo są nielegalne. Skąd mieliście kasę? – Z dragów, ze sprzedaży gadżetów, koszulek, naklejek. Był też hajs składkowy. Jak ktoś miał jakiś problem, były też zrzutki na adwokatów. „Góra" też czasem dokładała. Kim jest „góra"? – To ludzie, którzy są w organizacji wiele lat. Często „góra" ma ponadprzeciętny status materialny, co imponuje młodym, którzy też chcą wygodnego życia i bycia „nietykalnymi". Porównując to do normalnego środowiska pracy, „góra" to jak prezesi firm. Od jej decyzji zależy, co, jak, gdzie, kiedy i dlaczego. Młodym wpaja, że biorą udział niemal w świętej wojnie. Mówi im: „Jebać policję", a okazuje się, że piątki sobie z policją przybija i interesy razem robią. Byłem świadkiem kłótni dwójki kryminalnych. Było tak: „Jesteś pojebany! Codziennie chcesz dilerów zatrzymywać, w końcu góra się dojebie, że za dużo ich zatrzymujemy". Oczywiście w ich przypadku „góra" dotyczyła policji. W moich czasach mówiło się, że policja jest poukładana z „górą". Tak jest zresztą na całym świecie. To żadna tajemnica. Słyszałem, że z policyjnych magazynów często znikały dragi, a wiele zatrzymanych osób nigdy nie trafiało na komendę, ich towar był zabierany i wrzucany z powrotem na rynek. Ale nie zawsze chodziło tylko o kasę. Policja ma fundusz operacyjny i środki przeznaczone dla informatorów. Gdy łapie delikwenta, którego można by było zrzucić do lochu na 5-10 lat, pozwala mu wszystko wyśpiewać, idzie z nim na układ, nie jest spisywany protokół i dzięki temu można skazać pięć innych osób. A ta, co sprzedała kolegów, dalej sobie robi szemrane interesy. Po co tracić wolność, jak można iść na współpracę? Podobnie jest przecież w instytucji świadka koronnego. Słynny Misiek z Wisły Kraków też chciał zostać takim świadkiem koronnym. Ale musiał chyba kogoś bardzo wkurwić. Mimo że wydał wszystkich swoich współpracowników, ostatnie lata spędził w więzieniu. Może nadepnął komuś na odcisk. Ostatnio przywalili mu ponad 800 tysięcy kaucji. Zresztą gdyby nawet wyszedł, musiałby się dobrze ukryć, bo ma już tylko wrogów. Był nietykalny przez lata, a policja nie mogła go namierzyć… ale to kuriozalne, bo każdy dzieciak w Krakowie wie, jak wygląda Misiek, który 23 lata temu rzucił nożem w piłkarza Dino Baggio. Wszyscy wiedzieli, że oficjalnie bezrobotny Misiek jeździ białym porsche panamera. Nie trzeba być mistrzem inteligencji, by się skapnąć, że coś tu śmierdzi. Wiele osób wiedziało, że jest konfidentem, ale wszyscy się go bali. A między klubami? – Były ważne osoby należące do wrogich klubów, na które był wręcz zakaz polowania. Bywało, że „nietykalność" dostawali ludzie mieszkający na wrogim terenie, ale robiący dobre wyniki finansowe. To taki sam syf jak wszystkie inne wojny. Pionki walczą, bo tak im każą, a góra się spotyka i robi razem interesy. Jakie? – No dragowe, a jakie? Mając 17 lat i pracując jako „detalista" po trzy godziny dziennie, zarabiałem nawet 8 tysięcy, więcej niż moi rodzice. I to mieszkając na wsi, a na osiedlach sprzedawało się pięć razy więcej towaru. To ile musiał zarabiać taki hurtownik? Ale żeby handlować dragami, musisz być w jakiejś grupie przestępczej. Nie ma możliwości handlowania bez przynależności. Jeśli nikogo nie znasz, nie działasz. Nikomu spoza układu nikt nie da nawet najmniejszej ilości używek. Gdyby jakiś „no name" wyhodował trawę i ją sprzedawał, to z pewnością ktoś „kumaty" by się nim zainteresował. To zwyczajnie pilnowanie rynku. Handel jest wpisany w kluby? – Handel dragami od zawsze był przywilejem grup przestępczych. Wokół klubów jest zawsze mnóstwo facetów chcących zarobić. Razem mają dużą siłę przebicia. Wejdziesz na rejon jednemu, wkurwisz wszystkich. Żeby handlować dragami, potrzebujesz struktury stworzonej z zaufanych i lojalnych ludzi. Grupy kibicowskie te struktury mają. Nastolatka taki zarobek musiał kusić… – Nie lubiłem brać pieniędzy od rodziców, jak była możliwość zarabiania, zarabiałem. Bałeś się, że wpadniesz? – Zwracasz uwagę na każdy samochód, który przejeżdża obok twojego domu, bo boisz się, że to policja. Nie możesz spokojnie spać, bo nie wiesz, czy wstaniesz normalnie, czy obudzi cię nalot. Więc tak – bałem się jak każdy diler. Niektórzy z nich mają wręcz paranoję i wszędzie widzą policję. Jak zareagowali rodzice, gdy zabierała cię policja? – Mama się popłakała, a tata podobnie jak ja nie jest wylewny w emocjach. Zdążyłem powiedzieć, by zadzwonili po adwokata, ale tego nie zrobili. Może i lepiej, bo kasa się nie zmarnowała. Jaki dostałeś wyrok? – Dwa lata w zawieszeniu, bo nie byłem wcześniej karany. Spędziłem w areszcie cały dzień. Udało się szybko, ładnie dogadać, przyjąłem wyrok. Masz kontakt z ludźmi ze swojej grupy? – Na szczęście nie. Niektórzy dilerzy stali się bardzo łakomi na pieniądze. Zaczęli sprzedawać dzieciakom. Co z tego, że zarobili parę groszy więcej, jak małolata przyłapywała matka i zaraz wszyscy mieli przez nich problemy. Trafiali „na dołek", niektórzy szli na układ, ale musieli na kogoś donieść. Mnie też zwyczajnie sprzedali. Potem zrobiono ze mnie konfidenta, ktoś rozsiał plotki, że to ja sprzedałem kolegów, więc musiałem odejść. Wtedy to wykluczenie cholernie bolało. Z dnia na dzień zrobili ze mnie frajera. Kapusia. A byłeś nim? – Dla ludzi, których dotyczyła moja sprawa, nie byłem i do dzisiaj mówimy sobie cześć na ulicy. Dla innych byłem, więc moja kariera zaczęła dobiegać końca. Czy byliście w ogóle kibicami piłki nożnej? Czy chodziło jedynie o zarobek? – My byliśmy fanatykami Cracovii, nie piłki. Ale gdyby ktoś chciał tylko zarabiać, prawdopodobnie szybko by wypadł z gry. Dlaczego? – Z tego samego powodu, dla którego firmy zwalniają ludzi. Albo robisz, albo wypierdalasz. W tym przypadku robota dotyczyła niszczenia wroga. A miłość do piłki okazywaliśmy innym językiem. Dbaliśmy o atmosferę na meczu, o tworzenie opraw i głośny doping. Oflagowywaliśmy sektory, malowaliśmy graffiti i niszczyliśmy wroga. Tak się objawiała nasza miłość. Jest takie powiedzenie: „Gdyby interesowała mnie piłka nożna, zostałbym piłkarzem". Masz teraz wrogów? – Nie mam wroga w nikim. Ci, co mogliby się mścić, to wiedzą, gdzie mieszkam, i dawno by to zrobili. Kiedy ostatni raz użyłeś ostrego narzędzia? – Ostatni raz gościa nożem chlapnąłem jakieś sześć lat temu, jak miałem 24 lata, ale to nie była sprawa kibicowska. Niedaleko mnie była piękna zagroda, a małolaty na jej terenie zrobili sobie „melanżownię", śmiecili i po sobie nie sprzątali. Prosiłem ich grzecznie parę razy, ale nie czuli respektu, bo wiedzieli, że ja już jestem po stronie „peace and love". Prosiłem ich później mniej grzecznie, ale i to nie przyniosło efektu. Pewnego razu pojechałem tam z dziewczyną zrobić ognisko. Kroiłem kiełbasę, kiedy ta naćpana mefedronem dzicz zaczęła podskakiwać. I tak od słowa do czynu nóż wylądował w najbardziej pyskatym i agresywnym. Nigdy więcej tam nie przyszli. Nie jestem dumny z tego, co zrobiłem, ale są ludzie, którzy myślą, że są nietykalni. Na nich proszenie nie działa. Zastanawiasz się, co by było, gdyby kumpel cię nie podkablował? – Gdybym nie został wyrzucony ze społeczności Cracovii, nie wiem, jak bym skończył, pewnie bym teraz siedział albo wąchał kwiatki od spodu. Masz łatwe pieniądze, to po co z tego wychodzić? Żyjesz w gównie i wydaje ci się, że jest tu fajnie. A tak naprawdę ktoś nam nagadał, że tamci są źli, i my ich chlastamy jak jakieś mięso na grilla. Chyba czuwała nade mną opatrzność Boża. Gdybym zsumował wszystko, co zrobiłem w życiu złego, to dałbym sobie 150 lat więzienia. Gdybyśmy z moimi kolegami byli politykami, to świat by spłonął. Ale według mnie nikt się zły nie rodzi. Dziś nie akceptuję żadnych wojen, jak również nienawiści do innych narodów. Obserwuję, że wielu Polaków nienawidzi Rosjan czy Niemców, a żadnego osobiście nie znają. Jestem wrogiem uprzedzeń. Co współczesny Niemiec ma wspólnego z tym, co się działo podczas wojny? Co ci dawało bycie w społeczności kibiców? – Mogliśmy zawsze na siebie liczyć. Odczuwałem akceptację, której nie czułem w domu. W pewnym stopniu była to jakaś forma rodziny. Staliśmy za sobą murem. Podam przykład. Jesteśmy w aquaparku, mijamy dwójkę kolesiów i już wiemy, że będą na nas czekać. Jeden telefon i mamy obstawę chłopaków z naszej grupy. A tamci mogą nas cmoknąć. Ale teraz jak wyszedłem na prostą, żadnego backupu nie potrzebuję, nie muszę chodzić z bronią. Czy bycie w tej społeczności wynikało z tego, że czegoś brakowało ci w domu? – Każdy człowiek ma potrzebę przynależności do grupy, bycia ważnym i akceptowanym. Ta potrzeba wraz z moim pociągiem do adrenaliny okazała się mieszanką wybuchową. Gdy opuściłeś klub, twoje życie chyba radykalnie się zmieniło… – Okazało się, że jestem sam jak palec. Nie miałem znajomych, poodcinałem się od zwykłych ludzi. Uświadomienie sobie tego było dla mnie wstrząsające. Miałem myśli samobójcze. Zacząłem w lustrze widzieć nic niewartego śmiecia. Uczucie wykluczenia jest niesamowicie bolesne, ale dzięki temu mogłem spojrzeć prawdzie w oczy. Poznałem też dziewczynę i ona była dla mnie katalizatorem zmian. Dała mi iskrę, która rozpaliła wiarę w to, że mogę zmienić swoje życie. Chyba pomogły ci też góry i sport. – Sport pozwala spojrzeć na wiele spraw z dystansu. Śmiem twierdzić, że jeśli człowiek nie ma pasji czy swoich „zajawek", to jest podatny na destrukcyjne zachowania. Czym się teraz zajmujesz? – Nie jestem w stanie robić jednej rzeczy. Trochę zazdroszczę adwokatom czy dentystom, bo ja bym tak nie potrafił. Ile lat można patrzeć w zęby? Studiów nie skończyłem, bo jak usłyszałem, że po ochronie środowiska mogę jedynie przypiąć się do komina, to totalnie mnie to zdemotywowało. Miałem wtedy wystarczająco pieniędzy, nie myślałem o przyszłości, więc rzuciłem szkołę. Obecnie pracuję w branży budowlanej i regularnie zmieniam jej gałęzie, ucząc się coraz to nowszych rzeczy. Gdzie widzisz siebie za pięć lat? – Prowadzę agroturystykę, w której nawet największy nudziarz znajdzie coś dla siebie. Bliskość natury i spokój ducha, którego tam doświadczyłem, były czymś niesamowitym. Tak chce się żyć. Czujesz, że coś straciłeś? – Gdy moi rówieśnicy studiowali, rozwijali się, odkładali pieniądze, to ja jeździłem na mecze i trwoniłem hajs. Mogłem podróżować, poznawać świat, a jeździłem po stadionach. Nie było to rozwojowe. Żałujesz? – Niczego w życiu nie żałuję, wszystko, czego doświadczyłem, mnie ukształtowało. Przynajmniej wiem, jakimi mechanizmami rządzi się wojna. Jestem chyba na dobrej drodze do bycia fajnym człowiekiem. Jedyne, czego mogę żałować, to że za dużo pieniędzy wydałem na rzeczy, które nie zbliżały mnie do marzeń. To stracony czas. Jakbym krzywdził bezbronnych ludzi, to na pewno bym żałował. Ale krzywdziliśmy się tylko między sobą. Najważniejsze, że udało mi się wyrwać z tego piekła i wyjść na prostą.
Configurações do Texto
Título do Texto :
[Opcional]
Guardar na Pasta :
[Opcional]
Selecionar
Syntax Highlighting :
[Opcional]
Selecionar
Markup
CSS
JavaScript
Bash
C
C#
C++
Java
JSON
Lua
Plaintext
C-like
ABAP
ActionScript
Ada
Apache Configuration
APL
AppleScript
Arduino
ARFF
AsciiDoc
6502 Assembly
ASP.NET (C#)
AutoHotKey
AutoIt
Basic
Batch
Bison
Brainfuck
Bro
CoffeeScript
Clojure
Crystal
Content-Security-Policy
CSS Extras
D
Dart
Diff
Django/Jinja2
Docker
Eiffel
Elixir
Elm
ERB
Erlang
F#
Flow
Fortran
GEDCOM
Gherkin
Git
GLSL
GameMaker Language
Go
GraphQL
Groovy
Haml
Handlebars
Haskell
Haxe
HTTP
HTTP Public-Key-Pins
HTTP Strict-Transport-Security
IchigoJam
Icon
Inform 7
INI
IO
J
Jolie
Julia
Keyman
Kotlin
LaTeX
Less
Liquid
Lisp
LiveScript
LOLCODE
Makefile
Markdown
Markup templating
MATLAB
MEL
Mizar
Monkey
N4JS
NASM
nginx
Nim
Nix
NSIS
Objective-C
OCaml
OpenCL
Oz
PARI/GP
Parser
Pascal
Perl
PHP
PHP Extras
PL/SQL
PowerShell
Processing
Prolog
.properties
Protocol Buffers
Pug
Puppet
Pure
Python
Q (kdb+ database)
Qore
R
React JSX
React TSX
Ren'py
Reason
reST (reStructuredText)
Rip
Roboconf
Ruby
Rust
SAS
Sass (Sass)
Sass (Scss)
Scala
Scheme
Smalltalk
Smarty
SQL
Soy (Closure Template)
Stylus
Swift
TAP
Tcl
Textile
Template Toolkit 2
Twig
TypeScript
VB.Net
Velocity
Verilog
VHDL
vim
Visual Basic
WebAssembly
Wiki markup
Xeora
Xojo (REALbasic)
XQuery
YAML
HTML
Expiração do Texto :
[Opcional]
Nunca
Auto Destruir
10 Minutos
1 Hora
1 Dia
1 Semana
2 Semanas
1 Mês
6 Meses
1 Ano
Status do Texto :
[Opcional]
Público
Não Listado
Privado (somente membros)
Senha :
[Opcional]
Descrição:
[Opcional]
Tags:
[Opcional]
Criptografar Texto
(
?
)
Criar Novo Texto
No momento você não está logado, isso significa que você não pode editar ou excluir nada que você poste.
Cadastre-se
ou faça o
Login
Idiomas do site
×
English
Português
Você gosta de cookies?
🍪 Usamos cookies para garantir que você obtenha a melhor experiência em nosso site.
Saber mais
Concordo